12 maja 2024r. Imieniny: Pankracego, Dominika, Domiceli
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Podatek dochodowy to rządy strachu

                                                                 Wstęp

     Postulat zniesienia podatku dochodowego wielu ludziom wydaje się być dziwny. Chciałbym przekonać Państwa, że dziwny nie jest.

 

Apel do wyobraźni

     Osobisty podatek dochodowy obowiązuje trochę dłużej niż 100 lat, przedtem go nie było, to inne podatki zasilały państwa.

     Podatek dochodowy stanowi tylko małą część dochodów budżetu. Inne podatki, cła, akcyzy stanowią ok. 90% zasilania budżetu państwa. Gdyby więc lekko podnieść te "inne podatki" można byłoby zlikwidować podatek dochodowy, nawet bez strat budżetu. (Tymczasem jeszcze lepiej byłoby żeby wreszcie budżet był mniejszy, a portfele obywateli bardziej zasobne. Ale to oddzielne zagadnienie!)

     Tak więc życie bez podatku dochodowego jest wyobrażalne.

 

Kto płaci podatek dochodowy

     Rolnicy nie płacą podatku dochodowego chociaż z prowadzonej działalności gospodarczej osiągają dochody, niektórzy - wielkie. W praworządnym państwie gdzie prawa obowiązują powszechnie a nie wybiórczo i gdzie wszyscy są równi wobec prawa, sąd najwyższy nakazałby parlamentowi korektę tej sytuacji. Należałoby albo wprowadzić podatek dochodowy dla rolników (oj, nie!!!), albo znieść tę daninę - z angielska zwaną P.I.T.-em - innym obywatelom.

     Emeryci, renciści, zasiłkowicze (!) i pracownicy sfery budżetowej "płacą" tylko wirtualny podatek dochodowy, a tak naprawdę go nie płacą. Przypomnijmy, że w pierwszych latach III RP "ubruttowiono" wypłaty Polaków pobierających je od państwa, przedtem były one wypłatami "netto". I tak właśnie jest, że płacenie państwu tego podatku przez pracowników otrzymujących swe pensje właśnie od państwa, jest czynnością umowną, pozorną, jeno księgową. Można by je na powrót "unettowić" - i po problemie.

     Jedyną grupą społeczną płacącą realnie podatki od wypracowanych przez siebie samych dochodów są przedsiębiorcy i ich pracownicy. Jednak i ich płatności dla państwa obciążone są pewną grą pozorów. Ich wpłaty na ZUS nie wystarczają na zasilanie ZUS. Dlatego państwo - mówiąc w pewnym uproszczeniu - zabiera ich podatki dochodowe i łata nimi dziurę w ZUS. Gdyby znieść PIT a podnieść składkę na ZUS, to budżet nie ucierpiałby a podatek dochodowy znikłby całkowicie. (Profesor Robert Gwiazdowski zwrócił uwagę, że aparat urzędowy ZUS mógłby zbierać w Polsce podatki dochodowe, bo jest strukturą dublującą sieć urzędów skarbowych).

 

Nieprawda o utrzymaniu państwa

     W szkołach, mediach i prawie budowane jest mniemanie, że podatek dochodowy sprawiedliwie rozkłada koszty funkcjonowania państwa na bogatszych, więcej z państwa korzystających, i biedniejszych, mniej z państwa korzystających obywateli. Tymczasem inne podatki: VAT od towarów i usług, akcyza energii i paliw, podatki bankowe, podatki od nieruchomości, podatki od dóbr luksusowych, dają wielokrotnie wyższe wpływy od ludzi wielokrotnie więcej konsumujących, czyli bogatszych.

      Zwykła zawiść do bogatszych jest złym doradcą. Pamiętajmy, że obowiązujący podatek dochodowy producenci "wliczają" w ceny swych produktów (jakże by inaczej?) i tak naprawdę płacą go konsumenci. Obciążenie wyższym podatkiem piekarza da podwyżkę cen chleba.

 

Dlaczego ten podatek jest złem

      Krytycy podatku dochodowego powtarzają, że jest on karą za pracowitość. Mam ważniejszy argument.

      Podatek dochodowy jest złem ponieważ burzy zasadę cywilizacji łacińskiej budującą wzajemny respekt obywatela i państwa. Ta założenie, że nieskazany obywatel jest niewinny. W państwie prawa rzymskiego obywatel nie boi się państwa. Dlatego jest obywatelem, a nie chłystkiem.

     Tymczasem wprowadzenie podatku dochodowego zaburza sferę prawną i możliwość stosowania tej zasady. Stwierdzenie przez służby skarbowe, że obywatel nie wykazujący dużych dochodów żyje tak, jakby je miał (do urzędu skarbowego spływają informacje o drogich zakupach obywateli), sprowadza samo przez się podejrzenie, że jest winny przestępstwa podatkowego. Powtarzam - gdyby tego podatku nie było (albo przynajmniej gdyby był dla mikroprzedsiębiorców ryczałtowy, np. 300 zł/mies., a dla biznesmenów -  obrotowy, np. 2%), urzędnik skarbowy w ramach wykonywanych obowiązków w ogóle nie myślałby o relacji między dochodami a wydatkami obywatela. On tym nie interesowałby się, podobnie jak życiem domowym obywatela.

     Tak więc obecny podatek dochodowy sprawia, że jego egzekutorzy stają się, chcąc nie chcąc, nie tyle technicznym aparatem ściągania danin dla państwa, ile aparatem podejrzliwości, a po uwzględnieniu absurdów polskich przepisów, zastraszenia (jak się ostatnio dowiedzieliśmy z gazet - do samobójstwa włącznie). Wszak istnieje arbitralność oceny przychodów i kosztów (np. podważenie kosztu ze względu na unieważnienie faktury zakupu materiałów sprzed dwóch lat, w oparciu o wykładnię sądu najwyższego sprzed miesiąca rzutującą swą interpretacją dziesięciolecie wstecz!). Były minister finansów a dziś ekspert PiS - Witold Modzelewski wyznał niegdyś, że w razie wątpliwości oceny słuszności postępowania podatnika winno stosować się zasadę "in dubio pro fiscus" (wątpliwości interpretować należy na korzyść fiskusa!). Azja! Faszyzm!

     W likwidacji podatku dochodowego nie chodzi więc tyle o zmniejszenie podatków, ile ich ucywilizowanie. Nie tyle o troskę o pieniądze bogatych, ile o godność obywateli. To kwestia oddzielna od wysokości obciążeń podatkowych.

      Czy wiecie, że ... w PRL wiele zawodów opodatkowanych było "kartą podatkową", czyli zryczałtowanym miesięcznym podatkiem płaconym bez prowadzenia księgowości? Ot, np. lekarz płacił - powiedzmy - 5 000. - starych złotych miesięcznie. I już. (Taki podatek dochodowy nie podważał zasady domniemanej niewinności.)

 

Skąd wrogość do postulatu zniesienia PIT

      Profesor Leszek Kołakowski w książce "Główne nurty marksizmu" udowodnił czarno na białym, że marksizm jest zamaskowaną religią. To tłumaczy zdumiewający, zupełnie niepragmatyczny, głęboko ideologiczny upór w utrzymywaniu PIT wykazywany przez lewicowe elity świata. Celem lewicy jest lewicowość, a nie dobro. "Gdyby Polska miała być zamożna, sprawiedliwa i piękna, ale dzięki prawicowości, to lepiej niech nie będzie jej wcale" - zdają się myśleć skrycie polscy lewicowcy, będąc negatywem Henryka Goryszewskiego z ZChN.

       Tacy ludzie jak Róża Thun (z rodu Róży Luksemburg) i Witold Modzelewski, Adam Michnik i Ludwik Dorn (herbu "pokaż lekarzu co masz w garażu"), Sławomir Sierakowski i Zbigniew Ziobro ("ten doktor nie będzie już zabijał!" A ten PIT będzie?) na dźwięk propozycji zniesienia podatku dochodowego okazują focha pogardy, usta w ciup, grymas wstrętu, westchnienie rozczarowania. Ou!

       Oni sami chętnie płacą podatek, bo "rozumieją tę potrzebę". Pewnie! Ich wirtualny podatek od pensji nie jest obciążony możliwością łatwego oskarżenia o oszustwo. Im myślenie o zgodności z prawem podatkowym nie odbiera czasu na myślenie o nowym wynalazku, nowej inicjatywie, nowej aktywności. To wskazuje, że to wszystko "lesery, które dnia w życiu ciężko w prywatnej firmie nie przepracowały". Albo siedzieli w więzieniu, albo bawili się w ZSMP; albo gęgają w telewizji, albo intrygują w sejmie; albo manifestują pobożność, albo zygają do oczu Wierze. Oni mieliby zrozumieć sens zniesienia podatku dochodowego?

      Janusz Palikot głosi, że państwo polskie trzeba oddzielić od religii. O tak! Od religii marksistowskiej, religii zawiści i zastraszenia!

                                                                                                        Andrzej Dobrowolski

 

"Nie pożądaj rzeczy bliźniego swego."

Dziesiąte Przykazanie

 

Polecamy książkę "Czy można usprawiedliwić podatki?" Tomasza Sommera, doktoranta prof. Jadwigi Staniszkis, redaktora tygodnika Najwyższy Czas! (strona nczas.com/ksiegarnia)

http://www.czasgarwolina.pl.

.